faza faza
5294
BLOG

Jak sobie radzić na bezrobociu, cz.5 - jak coś zarobić

faza faza Społeczeństwo Obserwuj notkę 22

 Poszukiwania stałej pracy nie mogą ciągnąć się w nieskończoność. W pewnym momencie dochodzicie do stanu, że najważniejsze staje się zarobienie pieniędzy w sposób najzupełniej obojętny. Kończy się „finansowy bufor”, rachunki już przeterminowane, pensja żony zaczyna nie wystarczać. Przestajecie myśleć o pracy zgodnej z Waszym wykształceniem, aspiracjami, możliwościami i doświadczeniem. Odłóżcie je na bok. I wprowadźcie w życie dwie zasady: że „żadna praca nie hańbi” i że „pieniądz nie śmierdzi”. Trzeba coś robić aby ratować stabilność domowego budżetu. Co absolutnie nie zwalnia nas z konieczności szukania stałej pracy, ale przynajmniej pozwala jakoś przetrwać ten okres, może nie na warunkach finansowego luksusu, ale przynajmniej bez większego stresu. To co napisałem poniżej nie jest receptą na spędzenie zawodowego życia, ale tylko i wyłącznie sposobami na ratowanie bieżącej sytuacji.

Warto byś stałym gościem w Urzędzie Pracy. Rzecz jasna nie ze względu na jakakolwiek pomoc ze strony tego urzędu. Warto tam bywać i brać udział we wszystkich możliwych kursach, szkoleniach, seminariach, kółkach bezrobotnych i różnych takich innych „imprezach”. Samo uczestnictwo i ukończenie tych kursów nie spowoduje, że urząd załatwi Wam jakąś pracę. Chodzi zupełnie o cos innego. Poznacie tam bardzo wielu ludzi, którzy znajdują się w takiej samej sytuacji jak Wy. A nic tak nie zbliża ludzi jak wspólne nieszczęście. Jak poznacie się bliżej to wejdziecie w krąg swoistej giełdy informacji. Każdy z nowych kolegów szuka pracy, każdy od czasu do czasu dostaje informacje, że można gdzieś coś zarobić. Czasem pracodawca poszukuje na określony czas dwóch lub trzech pracowników. Wtedy masz telefon od znajomego z kursu, że jest robota na miesiąc dla kilku osób w dużym magazynie, a on już rozmawiał z kierownikiem, że ma świetną ekipę. Albo zadzwoni koleżanka do koleżanki, że galeria handlowa szuka pań do sprzątania i ona już dwa miejsca zaklepała. Uwierzcie mi, że to działa i sam na sobie przetestowałem to praktycznie. I to kilkukrotnie. Nie ma się co czarować. Przeważnie są to roboty „na czarno”, ale w przypadku bezrobotnych, którzy pobierają różne świadczenia w UP w skali miesiąca jest sumując to,  już budżet porównywalny do pensji na etacie. Oczywiście nie jest to działalność legalna, ale powszechnie stosowana wśród bezrobotnych. Ja nie znam ani jednej osoby, która mając jakiś tam zasiłek leży w domu i dłubie w nosie. To jest właśnie ta grupa, która „konsumuje” chętnie i bez problemowo właśnie ten „czarnorynkowy” rynek pracy i ta grupa go napędza. Taka patologia.

Bezrobotni, którzy nie mają prawa do zasiłku często korzystają z różnych innych form uzyskania finansowych korzyści ze strony UP. Bardzo popularne są tzw. staże. Tu także występuje sporo zjawisk patologicznych. Wystarczy mieć znajomego, który ma nawet jednoosobową działalność gospodarczą. Aby otrzymać staż wystarczy sporządzić przyzwoity plan i spełnić niezbyt ostre kryteria. W przypadku +50 stażysta otrzymuje miesięcznie prawie tysiąc złotych i opłacone ma wszystkie składki ZUSowskie i staż zalicza się do okresu zatrudnienia. Długość stażu zależy od „widzimisię” UP ale jak pilnuje się tego stażu to spokojnie można „pobujać” się na nim nawet dwa lata. Prosić o przedłużenie, po zakończeniu po miesiącu wystąpić o inny staż. I tak dalej. Rzecz jasna zdecydowana większość stażystów ani myśli o pojawieniu się w firmie, w której ma staż, bo przecież pracodawca to nasz znajomy, który wyświadcza nam przysługę. No to mamy już tysiąc złotych i wartościowe świadczenia ZUSowskie, co czyni nas spokojniejszymi.  A proszę mi wierzyć, że zarobienie „na czarno” dodatkowego tysiąca w miesiącu to już nie jest aż taki problem. No to mamy dwa koła miesięcznie i świadczenia. Jak Wasza żona lub małżonek zarabia też około dwóch tysięcy to jak na dwójkę +50 cztery klocki miesięcznie to już nie jest tragedia. Ja bardzo jestem ciekawy czy ci wszyscy „fachowcy od bezrobocia” zdają sobie sprawę ze skali tego zjawiska.

Radzę także unikać jak ognia skierowań przez UP do prac społecznie użytecznych i prac interwencyjnych. Tutaj to już mamy do czynienia z hipokryzją jakich mało. Otóż bardzo często słyszymy głosy oburzenia ze strony polityków czy działaczy związkowych na stawki godzinowe rzędu 6 zł/ godzinę brutto. A Urzędy Pracy bez żenady wysyłają ludzi do tych robót dokładnie za taka stawkę.

Zapewne każdy z Was ma pewne umiejętności, niekoniecznie nabyte w czasie kariery zawodowej. Umie naprawiać rowery, kosić trawę, rozliczać małe firmy, lepić pierogi, sprzątać, bawić dzieci i co tam tylko można wymyśleć. Wydrukujcie taka swoja miniofertę i powrzucajcie do skrzynek pocztowych w odległości nie większej niż dwa kilometry od Waszego miejsca zamieszkania. Zredagujcie ją odpowiednio, tak żeby wynikało, że Wy jesteście wręcz sąsiadem i właściwie to oferujecie swoja sąsiedzka pomoc. To naprawdę działa. Ja takich ofert sporządziłem kilka i zadziałało za każdym razem. Najlepiej zadziałała oferta malowania mieszkań agregatem, który kiedyś kupiłem dla własnych potrzeb. Miałem odpowiedź już za dwa dni. A musicie brać pod uwagę fakt, że jak wykonacie usługę dobrze to dowie się o Was sąsiad klienta, sąsiad sąsiada i tak dalej. Do dzisiaj mam dwie, trzy oferty miesięcznie na tego typu usługi. Całkiem nieźle poszło mi także z ofertą wykonywania pewnych usług internetowych, które zresztą wykonuję cały czas. Znam  kilka osób, które w podobny sposób skutecznie ratują swój domowy budżet. Rzecz jasna znam tez takie, którym to nie za bardzo wychodzi, ale według mnie wynika to z braku pomysłu. Ta metoda wyjątkowo skuteczna jest w osiedlach domków jednorodzinnych. Tam zawsze znajdzie się ktoś, kto potrzebuje cos tam zrobić, a nie ma czasu.

Jedna z zamieszkałych w pobliżu mnie sąsiadek, bezrobotna nauczycielka pewnego dnia w desperacji ugotowała wielki gar smakowitej zupy i zawiozła go na pobliską budowę wielkiego osiedla i tam rozdała te zupę za darmo pracownikom. Na drugi dzień miała zamówienie na cały gar i to nie za darmo, a po kilku dniach gotowała codziennie trzy gary i tak przez półtora roku. Po zakończeniu budowy cała ekipa przeniosła się pięć kilometrów dalej ale do dzisiaj codziennie przyjeżdża po zupę. Ja oczywiście nie wiem ile ona zarabia na tej zupie, ale powiedziała mi kiedyś, że więcej niż w szkole. Nie pytałem jej czy w chwili obecnej robi to legalnie, ale podejrzewam, że nie. Jakby doliczyła wszystkie koszty ZUS, fiskalne, VATy, przepisy sanepidu to te koszty pewnie by ją zjadły. Cena zupy musiałaby być taka, że nikomu przez gardło by nie przeszła. To tylko tak dla przykładu jak różne dziwne pomysły mogą przynieść dopływ świeżej kasy.

 Jeden ze znanych mi bezrobotnych, inżynier mechanik w ten sposób zareklamował naprawę wózków dziecięcych. Jak wszedłem do niego do garażu to oniemiałem, że aż tyle ma roboty. Zdarza się i ja znam takie przypadki, że te „czarnorobocze” prowizorki przekształcają się w legalne i stałe warsztaty pracy. Zapytałem go, co z tymi wózkami? Tak się psują czy co? Odpowiedział, że to są głównie wózki, które ludzie po odchowaniu malucha chcą sprzedać i chcą, żeby je ładnie podpicować.

Przekonałem się także, że warto śledzić różnego rodzaju duże imprezy masowe, gdzie organizatorzy zatrudniają na ten okres sporo ludzi. Oni co prawda mają swoich ludzi do pracy ale zawsze ktoś im zachoruje, nie przyjdzie, ktoś coś zawali. Tam można zawsze coś trafić i to niekoniecznie prostą robotę fizyczną. A jak spiszecie się dobrze to przy okazji następnej imprezy telefon do Was jest wielce prawdopodobny. Mnie udało się tak „załapać” i jakoś to zaprocentowało przy innych imprezach.

Stosując te wszystkie metody szukania pieniędzy (bo trudno tu mówić o szukaniu stałego zatrudnienia) należy pamiętać o kilku sprawach. Nie przyzwyczajajcie się do tego typu zarobkowania i nie traktujcie tego jako stałą pracę. Traktujcie to jako chwilowy incydent, który umożliwia przeżycie. Chyba, że widzicie, że można to rozwinąć w legalny, mały biznesik. Musicie zdecydowanie i intensywnie cały czas poszukiwać pracy, najlepiej takiej, która wam odpowiada i nie poddawać się. Nie możecie liczyć, że pomoże Wam w tym Urząd Pracy. Właściwie to nie liczcie za bardzo na nic i na nikogo. Jedynie na siebie.

W notce następnej: po co nam Urzędy Pracy

faza
O mnie faza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo